Najbliższe tygodnie będziemy w domu. Ludzie będą chorować, a niektórzy umierać. Nie schowamy się do nory, nie przeczekamy w gawrze, ani pod kocem. Rozumiem, że wszyscy mamy na to ochotę. Jedyne, co możemy zrobić to budować i umacniać nasze ludzkie relacje i dbać, dbać o siebie nawzajem.
To nie jest czas na bicie rekordów, odmierzanie celów i prężenie muskułów. Zatem nie musisz ćwiczyć tej mojej zumby, zapisywać się na kolejne szkolenie online i nagle stać się najlepszą kucharką. Masz prawo chwilami mieć dosyć własnych dzieci, masz prawo pokłócić się z mężem i masz prawo pod ten koc wleźć i trochę tam posiedzieć.
Miewam dni lepsze i gorsze w tym przymusowym domu zasiedlaniu. Zawsze mówię, że lepiej zwiedzać, zobaczyć i przeżyć zamiast mieć, a teraz domatorką jestem bez wyboru. Już wiem, że nie mogę zakładać, że codziennie zacznę o 8.00, codziennie najpierw przeczytam wiadomości lokalne, regionalne potem ogólnopolskie i coś ze świata… potem napiszę, zadzwonię. Nici z planowania. Czasem korzystam, że mogę się wyspać albo oglądam rano film o pieskach. Nie mogę zaplanować, co drugi dzień nowej potrawy, raz w tygodniu ciasta z nowego przepisu i postępów w moim angielskim i oczywiście w poszukiwaniu nowych zawodowych dróg. Muszę planować ostrożnie, z dużą dozą dla siebie wyrozumiałości. Bo w plany wkrada się godzinne leżenie na podłodze bez celu zupełnie, półgodzinne rozmawianie przez telefon, nie zawodowe bynajmniej, czy zupełnie niezaplanowana gonitwa z psem po mieszkaniu. Już wiem, że dzięki temu przetrwam, że ratuje mnie to, że czasami mogę się rozpłakać, czasami nie otwierać komputera, a czasami pogrążyć się w cichej rozpaczy…
Ważne, aby z tej rozpaczy wyjść, spod koca, z łez się otrząsnąć jak pies po kąpieli, zrobić sobie budyń i postanowić na chwilę, na jedno popołudnie może, wziąć się w garść. Definitywnie postanowić nie przejmować się chociaż jedną sprawą, z worka tych naszych małych „tragedyjek” np. tym, że przytyję, tym, że nie pojadę na żadne wakacje. Trzeba chociaż raz dziennie zrobić coś pożytecznego dla siebie lub dobrego dla innych. Nic tak nie poprawia samopoczucia jak dobre uczynki.
W ten czas, pożyczony z fantastycznej ponurej wizji z książek mojego syna, możemy jednak celebrować bycie razem. Cieszyć się z jednej przyjaciółki i jednego dobrego znajomego, do którego możemy napisać o 2:00 w nocy. Na nowo się odnaleźć, albo cieszyć się, że jesteśmy razem. To właśnie czas na umacnianie naszych relacji. Całujmy męża, gadajmy z rodzicami, oczywiście że przez telefon, ale nawet kilka razy dziennie. Przytulajmy się z naszą 14-latką … jak cudownie, że chce! Dzwońmy, do koleżanek i do cioci, której nie słyszałaś od lat. Powstrzymajmy się od złośliwego komentarza na fb i nie szczędźmy lajków pieseczkom, koteczkom, ciasteczkom. Życzę pobłażliwości w ten czas dla naszych głupotek, słabostek, żartów niewybrednych… byle życzliwych. Ach! I dobrych Świąt Wielkanocnych, spotkajcie się na Skype ze znajomymi, zjedzcie śniadanie online z rodzicami, to dobra pora, aby wytłumaczyć im jak obsłużyć tableta, na którym dotąd sprawdzali pogodę… I sernik koniecznie upieczcie, zjedzcie lub zostawcie połówkę sąsiadce. znaczy … czas i teraźniejszość.
Tekst ukazał się w Panoramie Wałbrzyskiej (Gazeta Wrocławska)
Comments