Tak, jeśli domyślacie się, że tytuł to nawiązanie do raczej wulgarnego powiedzenia „my nie tylko jesteśmy w d…, ale zaczynamy się w niej urządzać!”, to tak, macie rację, tak się właśnie czuję. Domagam się oddania mojego świata. Mam dość nadmiaru lęku o zdrowie, o byt i tęsknię za zabieganą normalnością.
Ten felieton miał powstać tydzień temu, ale musiałam odgrzebać pokłady odwagi do dyskusji z noblistką. Olgę Tokarczuk uwielbiam, każdą jej wypowiedź pochłaniam, cytuję, delektuję się jej twórczością. Tak było do felietonu „Okno”. Może chodzi tylko o to, że felieton „Okno” Olgi Tokarczuk (do przeczytania w sieci, jeśli ktoś nie czytał) nie jest o mnie. I myślę, że piszę tu w imieniu rzeszy ekstrawertyków , dla których normalny świat wcale nie był za głośny, za szybki i świata, słowami Olgi Tokarczuk,… nie było za dużo.
I nawet jak życzyłam sobie i innym z powodu świąt Bożego Narodzenie zatrzymania w biegu,… to życzenia te były z okazji świąt. Chciałam takiego, zatrzymania, refleksji i delektowania się byciem domatorką tylko na święta! Drodzy Państwo ja uwielbiam być zajęta, uwielbiam być w biegu, uwielbiam być potrzebna, nie tylko domownikom, uwielbiam padać na pysio w poczuciu dobrze spełnionych licznych zadań. I umiem rozdział między pracą, a życiem rodzinnym sama sobie dobrze ustawić. I nie potrzebuję cholernego korono wirusa, aby sobie uświadomić, jak dobrze mi w domu z mężem i dziećmi.
Nie znoszę, kiedy czas przecieka mi przez palce, nie oznaczony, nie zagospodarowany, nie wypełniony… a zabijany. Tak, jestem z tych, co planują dzień pracy, weekendowe przyjemności, moje plany często weryfikuję. A teraz co mam zaplanować wycieczkę z jednego pokoju do drugiego, konkurs rodzinny na przepis dnia mam wypromować, pokochać sprzątanie, chwalić się opalaniem na balkonie?
Nie chcę tego cholernego zatrzymania, może dlatego, że w życiu bez korono wirusa, umiałam sobie te granice wyznaczyć między pracą a odpoczywaniem, między zaangażowaniem, a letargiem. Spędzałam z dziećmi dużo czasu dostosowując ten czas do ich wieku, ich potrzeb. Graliśmy w karty na wakacjach, feriach i w święta, oglądaliśmy filmy do nocy w wolne dni i urządzaliśmy konkursy skojarzeniowe, oglądaliśmy zdjęcia i serwowaliśmy budyń zawsze wtedy, gdy kogoś z nas mocne przeziębienie uwięziło w domu na tydzień…
Olga Tokarczuk napisała, że nasza gorączkowa ruchliwość zagraża światu. Tak czytałam te teorie, że obecna sytuacja jest karą za nasze, tj. ludzkie grzechy wobec natury. Nie chcę być karana za przewinienia pokoleń, brzmi to zresztą jak kolejna spiskowa teoria dziejów. Jest mi bardzo przykro, że najbardziej cierpią młodzi ludzi, którzy chcą do swojego rozbrykanego stada, do swoich niezalegalizowanych drugich połówek, a wirus ich udupia. Tych, którzy najmniej zawinili, bo przecież młodzież nasza i na całym świecie najbardziej jest ekologiczna i grzechami wobec ziemi nieobarczona. Zatem Olga, jak śpiewał Bajor, ja chcę mieć gorączkę, bo wtedy smak życia czuję.
Tylko z jednym wątkiem w felietonie: „Okno” się zgadzam, że znowu przypomnieliśmy sobie, że NIE jesteśmy nieśmiertelni… ale o tym pisałam kilka tygodni temu.
Tekst ukazał się w Panoramie Wałbrzyskiej (Gazeta Wrocławska)
Comments